Dzisiaj przypada wspomnienie dnia gdy Nasz Ojciec – św. Franciszek, otrzymał stygmaty na górze Alwernii.
Wydarzenie to opisuje Tomasz z Celano w „Żywocie Naszego Ojca, błogosławionego Franciszka” :
72. Gdyż dwa lata przedtem, zanim oddał ducha niebu, w pustelni, która nazywa się Alwernia, przyjaciel Boga Franciszek ujrzał w widzeniu jakiegoś Serafina w powietrzu, mającego sześć skrzydeł, rozpiętego nad sobą, przybitego za ręce i stopy do krzyża : dwa skrzydła wznosiły się nad głową, dwa rozpinały się do lotu, a dwa zakrywały całe ciało. Święty mąż widząc te rzeczy gwałtownie się zadziwił, lecz nie wiedząc, co miała mu pokazać ta wizja, w jego sercu, pojawiała się na przemian radość i smutek. Radował się z łaskawego spojrzenia, którym patrzył na niego Serafin, którego piękno było bardzo nieocenione, lecz napełniało go lękiem przybicia do krzyża. Rozmyślał starannie, co mogłoby oznaczać to widzenie, a jego duch bardzo się trapił, żeby pojąć sens jego znaczenia. Jednakże nie mógł pojąć nic pewnego z tego widzenia, dopóki w końcu w sobie samym nie zobaczył owego przechwalebnego cudu, niesłychanego od najdawniejszych wieków.
73. W tym czasie na jego dłoniach i stopach zaczęły się ukazywać znaki gwoździ, podobne jak widział niewiele wcześniej u ukrzyżowanego męża. Jego dłonie i stopy wydawały się przybite na środku, z główkami gwoździ widocznymi na wewnętrznej stronie dłoni i na górnej stronie stóp, a z ich szpikulcami znajdującymi się po przeciwnej stronie. Były mianowicie te znaki okrągłe wewnątrz dłoni, zaś na zewnątrz podłużne, a jakieś kawałki ciała wyglądały jak końcówki gwoździ, zakrzywione i zaklepane, wystające ponad resztę ciała. Tak również na stopach były odciśnięte znaki gwoździ wystające ponad ciało. Ponadto prawy bok, jakby przebity włócznią, był naznaczony zasklepioną blizną, i często broczył krwią tak, że tunika świętego oraz spodnie wielokrotnie były poplamione krwią.